Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Cześć motylki, jestem ciekawa jak to u Was wygląda - czy Ana to Wasz sekret i nikomu go nie zdradzacie, czy powiedziałyście kiedyś np. przyjaciółce, drugiej połówce itp. o waszej relacji z Aną? Ja nie powiedziałam nigdy nikomu. Nawet gdy inni widzieli u mnie spadek wagi to zaprzeczałam że schudłam i nigdy ten temat sie nie rozwijał. Nawet moja najlepsza przyjaciółka o niczym nie wie. Od kilku lat jestem też z Mią, o niej też nie powiedziałam nikomu. Z jednym wyjątkiem. Gdy byłam u psychiatry to tam zeszło na tematy o zaburzeniach odżywiania. Pierwszy raz w życiu komukolwiek powiedziałam o mojej bulimii. Łzy napłynęły mi do oczu. To ciężkie uczucie gdy wypowiedziałam na głos to, co tłumiłam w sobie od tylu lat. Jakbym pierwszy raz w życiu zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę to się dzieje - to jest moje życie. Moje życie w większości spędzone na obsesji wokół jedzenia. Moje życie codziennie wymiotując a potem wracanie do ludzi z uśmiechem na twarzy jakgdyby nigdy nic sie nie stało. Chciałabym powiedzieć o tym wszystkim jeszcze komuś bliskiemu. Ale to się raczej nie stanie... Tutaj możemy o tym rozmawiać, bo się rozumiemy. Chętnie poczytam wasze komentarze jak to u Was wygląda, mogę też pogadać na priv Trzymajcie się
Moje przyjaciółki nie wiedzą, że najbardziej przyjaźnię się z Aną.
Offline
Generalnie mam 26 lat i żyję z Aną i Mią od bardzo dawna, jeśli w pewnym sensie nie od zawsze. Zaczęło się od oraniczania jedzenia w wieku 3 lat, trwało to do 11 roku życia ale było w miarę łagodne. W wieku 11 lat już Ana przejęła stery na rok, potem z innej przyczyny trafiłam do psychiatryka gdzie utuczyli mnie prawie do nadwagi i pojawiła się Mia. Mia byla ze mną przez 6 lat, a potem te dwa potworki połączyły siły. Spełniam kryteria diagnostyczne anoreksji bulimicznej ostatnie 8 lat.
Jestem na etapie że wie praktycznie każdy z kim utrzymuję relację jakąkolwiek poza kilkoma członkami rodziny. Nigdy tego nie ukrywałam, ale powiedziałam wprost jakieś 5 lat temu wszystkim przyjaciołom, matce i babce. Rodzina pomagała mi ograniczyć reaktywne obżarzstwo nawet, bo jak miałam napad u matki albo babki w domu to chowały przede mną słodycze bo napady niszczyły mi życie w tamtym momencie i one to widzialy. Owczesny współlokator pomagał mi w najcięższych momentach, raz jak poszłam w środku nocy do lodówki to wziął mnie za fraki i wyprowadził z kuchni. xD Wtedy byłam na niego wściekła, ale bardziej byłabym na siebie gdybym się obżarła. Reszta znajomych po prostu wspiera emocjonalnie jak Ana sprawia mi problemy. Generalnie jakoś po czasie wszyscy zaakceptowali że w moim stanie już na recovery nie mam ani szans ani chęci. Mam też w gronie przyjaciół jedną anorektyczkę, która też nie chce wyzdrowieć oraz kumpla który ma kompulsywne objadanie. Z tym kumplem wspólne gadamy o ulubionym niezdrowym jedzeniu itp. ale tę moją restrykcyjną stronę też w pełni rozumie.
Moje nawyki i obsesje stały się w pewnym momencie tak mocne że przestałam np jeść w restauracjach i w ogóle nieplanowane rzeczy. Jem tylko konkretne rzeczy o konkretnych porach i nie chciałam wodzić nikogo za nos bo nikt nie jest głupi, a trzeba było jakoś uzasadnić moje nawyki żeby mieć większą swobodę ich wykonywania przy ludziach bez narażąnia się na głupie komentarze.
I dzięki temu że wszyscy wiedzą to nie są irytujący przy jedzeniu i nie wciskają mi swoich przysmaków. Też nie lubię się tłumaczyć ludziom, wolę postawić sprawę jasno a jak ktoś miałby z tym problem to i tak nic n a to nie poradzi, a gdybym np kręciła i szukała wymówek to oni by byli natrętni z jedzeniem i zawsze mieliby jakiś kontrargument, ale wiedząc że mam ostrą obsesję na tym punkcie po prostu wiedzą że mnie nie zmienią.
Moja psychiatra też wie, czasami proponuje leczenie, ale nie naciska. Choć ona ze wszystkich najmniej to rozumie, ale nie winię jej, może nawet kiedyś jej powiem skąd mi się wzięła Ana, jeśli wystarczy czasu, to przynajmniej zrozumie dlaczego nie da się mnie leczyć. Ona jest otwarta zawsze na dialog to pewnie i tego wysłucha.
Wiele osób wie również że siedzę na forach pro Ana, moja matka np wie, ale wie również że pro Ana to nie jest wciąganie małych dziewczynek do jakiejś sekty tylko bezpieczna przesztrzen w internecie dla osób z anoreksją żeby swobodnie pogadać o rzeczach których nie zrozumie osoba zdrowa.
I promise darling, stick with me, I'll stir you clear of greed. Now stick your fingers down your throat and vomit til' you bleed.
Offline
Cześć, dziękuję że tak otwarcie opisujesz swoją historie. Myślę że to bardzo dojrzałe podejście - jesteś asertywna i szczera z bliskimi - to twoje życie, twoje problemy i sprawy, na które inni nie mogą mieć wpływu. Ciekawi mnie jakie leczenie proponowała ci psychiatra? Bo farmakologicznie na bulimie można przyjmować fluoksetyne i faktycznie działa, tzn. skutecznie hamuje wilczy głód i umożliwia nieprzejadanie się. Próbowałaś kiedyś jakichś form psychoterapii, konsultacji itp? Zwróciło moją uwagę że bardzo zdecydowanie piszesz o tym, że nigdy się nie wyleczysz. Nie chcesz wyzdrowieć, czy po prostu uważasz że nigdy to się nie stanie nawet jakbyś chciała? Pozdrawiam
Moje przyjaciółki nie wiedzą, że najbardziej przyjaźnię się z Aną.
Offline
Tak, ogólnie jestem asertywna i nie daję na siebie wpływać. Co do leczenia: jednocześnie nie chcę i nie mogę się leczyć. Najważniejsze jest tutaj skąd wzięła się Ana i jak długo z nią żyję. zacznę może od Mii, bo ona była tylko przez 6 lat, ale to nie tak że tak do końca nie miałam nad tym kontroli. Po prostu wybierałam obżarstwo i wymioty jako formę dostarczenia sobie rozrywki, ale potem mnie to zmęczyło i wróciłam do starych nawyków czyli anoreksji bulimicznej. Jeśli chodzi o Anę i skąd ona się wziłęła: najważniejsza przyczyna to sensory issues z którymi się urodziłam i z którymi umrę bo tak działa mój układ nerwowy. Niev jestem w stanie tolaerować uczucia najedzenia ani stykających się ud. Każda sekunda w takim stanie to dla mnie sensoryczna tortura, a tłuszcz na moim ciele tak mnie obrzydza w dotyku że nie jestem w stanie tego znieść, boli mnie to w mózg i przeciąża mnie strasznie i przebodźcowuje do ekstremum. Wygląd jest dla mnie kwestią najwyżej drugorzędną - to jedna z przyczyn. Inna jest taka że to są moje nawyki od wczesnego przedszkola - żeby to porzucić musiałabym usunąć wszystkie swoje wspomnienia i zostać kimś zupełnie innym. A nie chcę być kimś innym, bo lubię swoje życie a Ana jest dla mnie po prostu oczywistą jego częścią.
Próbowałam terapii ale nie była pomocna, zmarnowałam 8 lat na słuchanie czegoś na co sama wpadłam 10 lat wcześniej. Wiem więcej na temat terapii ED niż wszystkich 11 terapeutów u jakich byłam z innych przyczyn. Natomiast nie wiem jak chcieć to leczyć skoro tak naprawdę to jest jedyne co znam.
Terapeuta nie wyleczy mnie tym co mi powie, bo nie powie mi nic czego nie wiem. Poza tym nie ma udowodnonej naukowo skutecznej metody leczenia ED, wbrew temu co chrzanią "specjaliści". Gdyby taka metoda była to każdy by ją stosował.
Generalnie to bardzo skomplikowana sprawa bo z jednej strony nie da się mnie leczyć, bo nauka nawet nie ma nic do zaoferowania w przypadku severe and enduring eating disorder poza redukcją szkód fizycznych. A to że nie chcę się leczyć wynika z przyczyn dla ktorych choruję. A to że nie chcę i nie mogę po części wynika z siebie nawzajem ale nie w oczywisty sposób.
Mogłabym napisać jeszcze dużo więcej ale pytaj śmiało jak coś mogę dodać w jakiejś kwestii!
Wiadomość dodana po 02 min 49 s:
Ale wszystko sprowadza się do tego że nie mam wpływu na to jak działa mój mózg pod względem jedzenia i uzyskiwania komfortu z jego ograniczania albo zwracania. Ja mogę wiedzieć wszystko ale to nie sprawi że na recovery będzie lepiej niż z Aną. Doskonale wiem że będzie gorzej bo nigdy nie pozbędę się obsesji którą mam od bardzo wczesnego dzieciństwa póki nie mam demencji albo czegoś. xD
Wiadomość dodana po 03 min 51 s:
I wszystko rozbija się o to że Ana jest integralną częścią mnie.
I promise darling, stick with me, I'll stir you clear of greed. Now stick your fingers down your throat and vomit til' you bleed.
Offline
Nikomu nie powiedziałam. Oczywiście zdaję sobie sprawę że domownicy widzą problem,w końcu gdy ważę każdy produkt i z wielu zrezygnowałam jest to rzecz wzbudzającą czujność. Jednak to co widzą,a to co się dzieje w mojej głowie jest wierzchołkiem góry lodowej. I choć cieszę się że nie zdają sobie sprawy z sytuacji,nie chcę dawać im dodatkowych powodów do zmartwień to prawda jest taka że będąc w tym sama popadam w paranoję. Choć chcę krzyczeć,to milczę.
Offline
Strony: 1